Kiedy lecę w dół
czuję jedynie przerażenie. Nic więcej. Nie widzę żadnych obrazów. Moje życie
nie mija mi przed oczyma. Może to i lepiej. Widocznie nic nie było warte
zapamiętania.
Jestem tylko ja,
strach i wielka otchłań wody, która wciąż się przybliża. I nagle to się
zmienia. Kiedy stykam się z wodą czuję ból na całym ciele. Pewnie mogłam go
uniknąć. W locie powinnam się jakoś obrócić. Ale oczywiście nie pomyślałam o
tym. Z resztą jakoś nigdy dobrze mi nie wychodziło unikanie cierpienia.
W pierwszej
chwili nic nie widzę. Nie mam pojęcia co robić. Już się dławię, brakuje mi
tchu. Dopiero po chwili dostrzegam światło. Muszę uciec z wody, tylko tyle wiem
w tej chwili. Czuję jak moje buty ciągną mnie w dół napełniając się wodą. Nie
tylko one. Całe ciało mnie tam ciągnie. Walczę z tą siłą, choć od początku
brakuje mi tchu.
Kiedy już myślę,
że nie ma dla mnie nadziei, w końcu udaje mi się wynurzyć. Łapczywie czerpię powietrze.
Słodkie, ciepłe powietrze. Teraz wydaje się jakieś lżejsze, delikatne.
Delektuję się nim rozglądając się jednocześnie wokół. W poszukiwaniu lądu. Ta
okolica wydaje mi się zupełnie obca. A przecież jeszcze chwilę temu stałam
na szczycie klifu i musiałam to wszystko widzieć. Tylko, że tu nie ma klifu...
Wybrzeże jest zupełnie płaskie. Jakim cudem znalazłam się tak daleko od niego?
Tak daleko, że go już nawet nie widać? No nic, muszę w końcu znów poczuć grunt
pod stopami, bo dłużej nie dam rady tak dryfować. Toteż płynę w stronę tej
obcej plaży.
Piasek jest
ciepły, miękki i przyjemny. Tylko, że to mnie jakoś nie pociesza. To miejsce
jest mi zupełnie nieznane. Zgubiłam się. Wylądowałam na jakiejś dzikiej plaży,
kto wie jak daleko od cywilizacji. W końcu ta okolica jest praktycznie
niezamieszkała. Siadam. Muszę odpocząć. Nadal do końca nie doszłam do siebie po
tym upadku. Nathan będzie mnie szukał, prawda? Przecież nie chciał mi zrobić
krzywdy kiedy mnie zrzucał... Bo niby dlaczego? Nie jest przecież psycholem...
Chyba. A może lepiej żeby mnie nie znalazł? Nie, to niedorzeczne. Co on mnie z
resztą obchodzi.
Nagle wstaję.
Sama się uratuję. Zdejmuję przemoczone tenisówki, przewiązuję je i przekładam
przez ramię. I ruszam w stronę chaszczy. Uznałam, że będzie mi wygodniej, a one
przy okazji szybciej wyschną. Jednak kiedy pod stopami czuję jak kłują mnie
małe, podstępne kamyczki i gałązki, zaczynam rozważać tą decyzję. Jednak nie
myślę o tym zbyt dużo. Moja uwaga jest rozproszona. Jest mi niesamowicie zimno,
a mokre ubrania z każdym krokiem wydają się coraz cięższe. I przede wszystkim
nie mam pojęcia, w którą stronę iść. Żałuję, że nikogo nie ma obok mnie. Nawet
gdyby na nic się nie przydał, mogłabym mu ponarzekać. No bo nie będę przecież
gmerać sama do siebie. No i czuję się tu strasznie samotna. Chyba jeszcze
bardziej niż zazwyczaj. A przecież zawsze utrzymywałam, że nie potrzebuję
towarzystwa, bo nie lubię ludzi. Tyle, że teraz jestem raczej opuszczona, a nie
sama. A to niesamowicie nieprzyjemne uczucie.
Dlatego wciąż
mknę dalej. Byle tylko pozbyć się tych nieprzyjemnych myśli. Znaleźć kogoś i
wrócić do domu, jakikolwiek by nie był. Przezabawne jest to, że z niego
uciekłam, a teraz chcę do niego wrócić. Prawie tak mocno, jak co noc, do tego
prawdziwego.
*
Stoję na
krawędzi obserwując jej opadające ciało. Nie mam pojęcia co zrobiłem, nie mogę
się ruszyć. Śmialiśmy się. Wygłupialiśmy. I nagle ona znika z mojego pola
widzenia.
Trochę mnie
zdenerwowała, fakt. Wie, że nie lubię kiedy mnie wyśmiewa. A robi to bez
przerwy. Że niby taka idealna? To ciekawe czemu zawsze jest sama jak palec.
To ja ją
zrzuciłem? Chyba nie chciałem żeby spadła. No, niby miałbym życzyć jej śmierci.
Dobra zdarzyło mi się. Ale przecież nie na serio. Hej, nie zabiłbym jej.
Z resztą na pewno nic jej się nie stanie. Tu nie jest wcale tak wysoko. Karku
sobie chyba nie złamie, a przecież umie pływać.
Patrzę w dół.
Jest już tylko małą kropką. I nagle znika. Czekam. Chyba powinna się już
wynurzyć, ale nic na dole na to nie wskazuje. Ale przecież z takiej odległości
nie sposób jej wypatrzeć. Dlatego odwracam się i ruszam. Znajdę ją. Muszę ją
znaleźć, inaczej będę mieć przerąbane. Zwłaszcza jak oni odnajdą ją pierwszą.
Co prawda pewnie im się nie uda. W końcu jakoś specjalnie im nie zależy. No,
ale gdyby jednak... Co ona by im powiedziała? A co jeśli znajdą mnie. Mnie bez
niej? Co ja niby im powiem?
Zaczynam
panikować. Nie mogę sobie na to pozwolić. Nie znajdą nas rozdzielonych, jeżeli
już im się uda to tylko wtedy kiedy będziemy we dwójkę. Nie pozwolę na to.
Muszę ją
odnaleźć.
^
Tym razem fantasy, trochę inspirowane Opowieściami z Narnii. Chciałam dodać kolejny rozdział ff IŚ, ale jakoś łatwiej pisze mi się prologi, ale nad tamtą historią wciąż pracuję, za tydzień już na pewno powinno się tu znaleźć.Nad tytułem wciąż myślę. Może się jeszcze zmieni.
Ah, czekam baaaaaaaaardzo na następny rozdział Igrzysk, ale teraz skupię się na tym prologu (to w sumie ciekawa tendencja, najtrudniej ponoć zacząć :D). Przejście przez wodę do innego świata... Aż trudno pozbyć się skojarzenia z Atlantydą. Cóż, na razie nie wygląda, żeby to było fantasy aż tak, dlatego też chętnie dowiedziałabym się co będzie dalej (ale mimo wszystko i tak najbardziej czekam an te IŚ). No i czy chłopak znajdzie ją kiedykolwiek? Ciekawe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ^_^