piątek, 11 marca 2016

Los, który nam sprzyjał: część pierwsza

Znowu słyszę krzyk i budzę się zlana potem. Wiem, że ich źródłem jest jedynie moja wyobraźnia. Jednak uspokojenie się zajmuje mi dłuższą chwilę.
Wszyscy wokół ją uwielbiają. Tymczasem jedyne uczucie, które jestem w stanie do niej żywić to strach. Ponoć kiedyś jakoś sobie z tym radziła. Najwyraźniej teraz ją to przerosło.
Mimo to wciąż pozostaje symbolem rewolucji, nigdy od tego nie ucieknie. Tej, która przyniosła nowy system. I tej, która nie przyniosła prawie żadnych zmian. No, może poza paroma nowymi nazwiskami.

Kapitol został zamieniony na Trzynastkę.
Ale jego marionetki zawsze pozostają marionetkami.
A jedną z nich jestem ja.

Podobno kiedyś mówiła, że nie chce mieć dzieci. Może dlatego ojciec znalazł ją przyciskającą poduszkę do mojej twarzy?

Wsuwam nogi w puchate kapcie i powoli wstaję. Za oknem wciąż jeszcze nie świta. Jednak nie mam zamiaru się tym przejmować. Nie potrafię być teraz sama.
Idę prosto do jego pokoju. Jak zawsze kiedy dręczą mnie koszmary.
W jego łóżku natrafiam na przeszkodę, oczywiście. Jak każdej nocy.
Przystaję i ją obserwuję. Co noc pojawia się inna.
Jak zawsze zastanawiam się czy mój brat wybrał ją dla własnej przyjemności czy dla przyjemności Trzynastki. Nigdy nie uzyskuję odpowiedzi na to pytanie, kiedy mu je zadaję. Nie drążę tego tematu. Nie mogę, zbyt mało godności nam obu pozostało, bym mogła mu ją jeszcze odbierać.
–Rye? Śpisz?
Szepcę, pochylając się nad nim. Staram się nie obudzić przy tym jego towarzyszki. Stałaby się wtedy kolejnym problemem, z którym musiałabym sobie poradzić. I chyba mi się to udaje. To albo dziewczyna ma dość taktu by udawać, że wciąż jest pogrążona w błogiej nieświadomości. To mi wystarcza. Tymczasem mój braciszek posyła mi krzywy uśmiech pełen dezaprobaty mówiący „Wiesz która godzina?”
Patrzę na niego w milczeniu, wyczekując. A on wstaje. Zawsze wie o co mi chodzi i zawsze jest gotowy być dla mnie. Razem zsuwamy się na podłogę. Wtulam się w jego ramiona, przyciskając głowę do jego ciepłego ciała. Nie muszę nic mówić, on z resztą też. I tak czuję się już bezpieczna. On jeden potrafi to sprawić. Jestem gotowa zrobić wszystko byleby tylko mi go nie zabrali. Sęk w tym, że oni o tym doskonale wiedzą.
Kiedy tak siedzimy, pogrążeni w milczeniu myślę o tym jak głupia jest ta sytuacja. To ja tu jestem starszą siostrą. To ja powinnam go chronić, nie on mnie. Tylko, że tak jak nasi rodzice nie potrafili uratować nas czy choćby siebie, tak ja nie potrafię ochraniać go.


*

Ślepo patrzę w przestrzeń, podczas gdy służące wbijają szpilki w biały materiał. Sukienka może i jest śliczna, ale oglądanie jej napawa mnie obrzydzeniem do samej siebie. Te wszystkie śnieżnobiałe tiule i jedwabie odbierają mi moje ostatnie tchnienia. Całe życie się duszę, przytłoczona przeżywaniem życia, które nie należy do mnie. Nauczyłam się już to ignorować i robić to czego się ode mnie oczekuje.
–Wiesz, że oglądanie panny młodej przed ślubem przynosi pecha?
Rzucam na widok mojego wybranka, wchodzącego do garderoby­­­­ ­­­­­­­– Nie sądzisz, że już i tak mamy dość pecha?
Moje słowa go odstraszają. Odwraca się na pięcie i wychodzi, a jego odpowiedź zamiera w powietrzu:
–Więc niech los zawsze nam sprzyja.
To takie nasze powiedzonko. Żart, tyle że niezbyt zabawny. Tak przypuszczam, chociaż jakoś nigdy nie miałam dobrego poczucia humoru.

Finnick i Primrose. Obydwoje nosimy imiona zmarłych. I obydwoje czujemy się jakbyśmy już do nich dołączyli.
Dzieci zrodzone przez rewolucję. Nierozerwalnie połączone z tymi, który poświęcili dla niej życie. Czy można wyobrazić sobie lepszą parę?
W sam raz by odwrócić uwagę mieszkańców Panem od głodu i od tego jak niewiele się zmieniło- jedynie parę głów. Wciąż cierpią najbiedniejsi. Wolność słowa istnieje, dopóki ludzie chcą krytykować jedynie poprzedni ustrój. Ale dzięki takim jak my oni jeszcze się nie połapali na czym stoją. No, a przynajmniej nie wszyscy. Ci, który rozumieją to co się dzieje są na tyle inteligentni, by siedzieć cicho. Cicho jak myszy. Myszy, chowające się przed Trzynastką, tak jak niegdyś przed Kapitolem. Widocznie to najlepiej nam wychodzi. Przynajmniej nie giniemy już jak muchy, w imię tego, że komuś zachciało się przejąć władzę.
A ja, dzięki jego uprzejmości doczekałam się tego, że w końcu nadejdzie najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Ale niestety nie jestem pewna czy będę potrafiła cieszyć się bardziej niż na co dzień. W końcu chyba się nie da. Jako dziecię rewolucji wiodę tak wspaniałe życie. Jak mogłabym być szczęśliwsza?

Propaganda. Oto czym jest moje życie. Temu właśnie służę
Na co komu wojna czy igrzyska? Skoro tacy jak ja mogą to wszystko zastąpić i to o wiele skuteczniej.
Wystarczy po prostu odwrócić uwagę. Niech mieszkańcy Panem dostaną to co wcześniej mieszkańcy Kapitolu. Tyle, że oni nie byli dość ślepi, by przyjmować podobne rewelacje na pusty żołądek i wciąż popierać to co się dzieje. O ile lepsze są dzisiejsze czasy!

Kiedy wracam do sypialni na łóżku odnajduję jakiś pakunek. Doskonale, wiem dlaczego się tu znalazł, stąd moje ciało buntuje się przed otworzeniem go. Już wiem, że tego wieczoru nie spędzę w moim pokoju.
Powoli rozwijam tasiemkę i otwieram pudełko. Na dnie leży kolejna satynowa sukienka i karteczka. Nie wiem po co za każdym razem przysyła prezent. Chyba po to by jeszcze bardziej mnie poniżyć. Zapłacić jakoś za usługę? 
Wolałabym gdyby przysyłał sam liścik. Przynajmniej nie musiałabym trzymać niechcianych pamiątek na dnie szafy. 
Kładę się na łóżku z nadzieją na to, że uda mi się zasnąć i uniknę w ten sposób myślenia o czekającym na mnie spotkaniu.

*

Na przyjęciu pojawiam się razem z Finem. Oczywiście jako przyszłe małżeństwo jesteśmy prawie nie rozłączni.
Sala, pomimo minimalistycznego wystroju, wygląda pięknie. A przynajmniej taka się wydaje oglądana w półmroku, który w niej panuje. Przypuszczam, że wszystkie dekoracje są pozostałościami po tym jak dawniej wyglądał ten dystrykt. Z sufitu zwisają kryształowe żyrandole, połączone ze sobą setkami kolorowych tasiemek. Są to jedyne wyraziste kolory zauważalne w pomieszczeniu, przynajmniej do czasu pojawienia się dań. Szare betonowe ściany są pokrywają białe geometryczne wzory, które powtarzają się na czarnej podłodze. Są to jedyne elementy zdobiące salę. Wszystko co jeszcze się w niej znajduje wygląda już dość przeciętnie. Zwłaszcza Goście, którzy są ubrani dość formalnie, zgodnie z panującą modą. Wszyscy mamy na sobie ubrania w kolorach białych, czarnych lub szarych.
Pierwszy taniec tańczę z Finnikiem, ale zaraz potem ktoś inny prosi mnie do tańca. Obydwoje zawsze jesteśmy rozchwytywani. Młodzi, znani. Przynajmniej wiem, że nikt z nich się do mnie nie dobierze. On o to dba, choć tyle z tego mam ja. W przeciwnym razie pewnie skończyłabym jak mój brat, co noc u boku kogoś nowego.
Z narzeczonym spotykam się dopiero przy stole. Wymieniamy puste uprzejmości. Nie narzuca mi się, tak samo jak ja mu. Przez to nawet go lubię. To jak teraz wyglądają stosunki między nami, napawa mnie optymizmem na to co może być potem. W gruncie rzeczy nasze życia są do siebie niesamowicie podobne. Z resztą tak jak my sami. Pewnie dlatego nasza relacja nigdy nie będzie bliższa.
Dania są proste, w końcu w dzisiejszych nikt nie chce by obecne przyjęcia przypominały te, które miały miejsce przed wojną. Mimo to jedzenie wygląda pięknie i tak też pachnie. Ja jednak wiem co mnie czeka po posiłku i jakoś nie mam ochoty na nic.

Nawet na niego nie patrzę. Po prostu pozwalam mu wejść w siebie. Dotykać czego tylko chce, by potem jeszcze przez parę godzin wciąż czuć jego dłonie na sobie. Ale przecież co mogę poradzić na to, że chce się zabawić moim ciałem? 
Nie robi tego delikatnie. Nie musi. W końcu to on ma odczuć przyjemność, nie ja.
Za każdym razem to boli, ale tylko za pierwszym razem byłam tak przerażona, że z trudem siebie kontrolowałam.
Bałam się, że moje ciało mnie zdradzi. Zapragnie sprzeciwu. Boję się myśleć o tym, że mogłabym coś podobnego zrobić. Kiedykolwiek.
Już wiem jak wyglądają konsekwencje takich pomysłów.
Przecież nie po to się mnie żywi i wszelkimi środkami trzyma przy życiu. Nie mam mieć własnego zdania, tym bardziej uczuć. Jako członek Nowego Panem powinnam być raczej pożyteczna.
Tak też się mnie traktuje. Przedmiot, który nie ma prawa się zużyć.
A ja umiem już sobie z tym poradzić. Tak myślę. Nigdy nie wiesz kiedy coś może znowu w tobie pęknąć.
Co robię? Wyobrażam sobie, że on jest kimś innym? Kimś komu by na mnie zależało?
O ironio. Przecież mu w pewnym sensie zależy. Jestem jego osobistą zabawką, którą bawić może się tylko on.
Pięknym trofeum, zdobytym w nieuczciwej grze.

Kiedy się to wszystko kończy on wychodzi z pokoju, a ja wciąż leżę na łóżku. Na chwilę jestem gdzieś indziej. Gdzieś, gdzie takie rzeczy mogłyby mieć znaczenie. Gdzieś gdzie miałabym prawo do własnego ciała, a może nawet zdania. Gdzieś gdzie mogłabym być szczęśliwa.
Wiem, że nie powinnam zajmować się takimi głupotami. Ten świat nigdy tak nie wyglądał i nie wierzę w to, że mógłby. Obala się jeden system i pojawia się kolejny, ale prawa pozostają niezmienione. Tu mogą przetrwać tylko najsilniejsi. Dlatego muszę być silna. Poświęcić to co mam z myślą o tym co może być jutro. A godność to niewielka cena za życie w luksusie, kiedy inni umierają z głodu, prawda?

Oczywiście, o ile jeszcze chce się żyć.


___________
W końcu jest. Mam trochę mieszane uczucia, chyba bardziej przypomina prolog niż rozdział, no ale i tak jestem w miarę zadowolona. 

2 komentarze:

  1. Jest nawet tajemniczo. Można wywnioskować, że Katniss nadal nie daje sobie zbytnio rady z traumą po Igrzyskach. Aż mnie dziwi, że pozwala tak traktować swoją córkę - przecież nie o to walczyła. Mimo wszystko miałam nadzieję, że nie będzie aż tak pesymistycznie :) Notka bardzo emocjonalna, co mi się podoba - można bez większego problemu wczuć się w bohaterkę, poczuć jej żal, złość i smutek, może też zawód. Co czeka dalej tych celebrytów?
    Wyłapałam parę błędów:
    zalana potem - wydaje mi się, że właściwa fraza to "zlana potem"
    Doskonale wiem dlaczego się tu znalazł - przecinek po wiem
    Sala, pomimo minimalistycznego wystroju wygląda pięknie. - po wystroju przecinek, bo to wtrącenie
    Gdzieś gdzie takie rzeczy - przecinek po gdzieś
    Tu mogą przetrwać tylko najsilniejsi. Dlatego muszę być sina - sina w sensie martwa? ;) + powtórzenie
    I generalnie brakuje przecinków jeszcze w paru miejscach, także zwróć uwagę na tę interpunkcję :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie mi wstyd, że odpisuję po ponad miesiącu. No, ale to był dość szalony okres. Bardzo ci dziękuję za komentarz. Był niesamowicie pomocny <3 Eh, muszę jeszcze popracować nad warsztatem i interpunkcją. Tej niestety world nie sprawdza ;)
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń